wtorek, 11 grudnia 2012

Ach te pierniczki....

                     
Tak, pieczenie pierniczków na Boże Narodzenie, to zadanie prawdziwie karkołomne. Wcale nie dlatego, że trudne, bo przecież mając jakieś tam zdolności manuale samo pieczenie i ozdabianie to czysta przyjemność ( choć skutek wizualny nie zawsze zadowala, to jest to przecież wspaniała zabawa i okazja do rodzinnego kultywowania naszych tradycji).

Przyjemnością jest też samo myślenie, że zaraz będziemy piec, ale już znalezienie przepisu....to prawdziwy dramat !!!! Co roku więc rozpoczynam rytuał poszukiwawczy w internecie, czasopismach, źródłach babcino-przyjaciółkowych......i nic. Nie trafiłam jeszcze na taki przepis, który pozwoliłby mi na prawdziwe delektowanie się tym przysmakiem.


W tym roku wpadła mi w ręce gazetka dla smakoszy- "Kuchnia"(  www.magazyn-kuchnia.pl ), gdzie na pierwszej stronie zobaczyłam  przepięknie ozdobione poszukiwane przeze mnie pierniczki.


     
                                                                               


         A skąd właściwie u nas pierniki ?
Jak to zwykle bywa, to co jest wspaniałe wywodzi się z naszej przeszłości, a w tym przypadku od Słowian, którzy swoje miodowniki wypiekali z mąki pszennej i miodu ( tyle u pogan ), potem gdzieś w XIV wieku zaczęto dodawać przyprawy korzenne tzw."pierne" ( co znaczy pieprzne), od których podobno pochodzi dzisiejsza nazwa. A że składniki były naturalne, to ciasto  można było wyrabiać nawet kilka miesięcy wcześniej i nic się z nim nie działo, mało tego im starsze tym wypiek był smaczniejszy (może tu tkwi tajemnica, że moje, pieczone na kilka dni przed świętami nie wychodzą?)
W tamtych czasach uchodziły za towar luksusowy i bywały tylko na stołach możnych ( ze względu na wielką tajemnicę dotyczącą przepisu), a później sprzedawane były nawet w aptekach jako środek na niestrawność (z uwagi na zawartość przypraw korzennych)
W tym miejscu nie można zapomnieć o naszych wielkich ośrodkach wypieku pierników: w Krakowie pieczono "całuski" i Toruń, gdzie do dzisiaj jeżdżą wycieczki szkolne- swoich receptur strzegł z największą surowością.

Tradycję wypieku tych pyszności trzeba podtrzymywać w naszych domach, bo przecież nie ma wielu przyjemniejszych rzeczy od pieczenia pierniczków z dziećmi. A zapach...... jaki roznosi się po całym domu jest tym co pamiętamy przez całe życie....

Postanowiłam więc takie upiec....a, że i one stanowią koronkową i misterną robotę to, pokażę co z tego wyszło...
Jeśli  chodzi o to czy były jadalne, to dowiem się za kilka dni :)





   I dowiedziałam się.......są przepyszne!!!
Kruche, korzenne, możne je jeść natychmiast i tak też się stało, połowę zjadły dzieci już pierwszego dnia :)

A tak wyglądały u mnie......










Dla zainteresowanych podaję przepis:

( delikatnie przeze mnie zmodyfikowany czyli uproszczony )





Ciasto:
140g cukru lub cukru pudru 
60g masła
90g dobrego miodu
2 jajka
2 łyżeczki przyprawy korzennej do piernika
400g mąki pszennej
1,5 łyżki kakao  
1 łyżeczka sody oczyszczonej !
                                                   
Cukier puder, miód, przyprawy, masło, topimy i dodajemy jajka.
Należy uważać aby jajka się nie ścięły ( temp. ok 50st.C )
Lekko studzimy i dodajemy do produktów sypkich.
Wyrabiamy ciasto, chowamy do lodówki na ok.24 godziny.
Pieczemy na drugi dzień w temp. 175st.C przez ok.10 min.
Aby pierniczki były błyszczące smarujemy je białkiem wymieszanym z 
odrobiną mleka i pieczemy ponownie ok.2min.
Lukier:
1 białko
120-150g cukru pudru ( zależnie od wielkości jajka )
1-2 łyżeczek mąki ziemniaczanej
Wzory malujemy rożkiem wykonanym z papieru do pieczenia z odciętym
czubkiem.

Życzę powodzenia i smacznego, bo są naprawdę pyszne :)


2 komentarze:

Dziękuję za Wasze komentarze, zawsze czytam je z ogromną radością.